wtorek, 26 czerwca 2012

Never ever....

W Stolicy byłam, trochę fajnych rzeczy robiłam i ciekawych ludzi spotkałam, ale o tym kiedy indziej. Natomiast jedna z rozmów w pociągu zainspirowała mnie do tego wpisu.

Jakie ciekawe rady, porady i prawidła ludowe otrzymaliście od swoich bliskich i dalszych w rodzinie i okolicy, doświadczonych babć w piaskownicy, i napotkanych na ulicy bezdzietnych znawców wszystkiego? Czy zdarzały się wśród nich teorie oderwane od rzeczywistości lub takie, które kompletnie się u Was nie sprawdziły?
Ja parę takich doświadczyłam. Pamiętaj, nigdy-przenigdy...
  • nie pozwalaj dziecku zasypiać na piersi. Dziecko się przyzwyczai i tylko tak będzie potrafiło zasnąć. WegeBobo zasypiał na piersi przez wiele miesięcy, ale potrafi też zasnąć przytulony, słuchając muzyki, w wózku, w aucie a nawet kilka razy się zdarzyło na podłodze:) Nigdy nam to nie przeszkadzało, a takie wieczorne zasypianie było relaksem dla nas obojga. Polecam bardzo fajny artykuł:Breastfeeding to sleep .
  • nie noś dziecka, bo się przyzwyczai. Najlepiej bierz na ręce tylko wtedy, gdy płacze. Nosiliśmy, nosiliśmy się w chuście również. WegeBobo bardzo szybko stał się samodzielny. Wprawdzie lubi mieć  towarzystwo, lubi się przytulać, ale nie jest przyklejony ani do mamy, ani do taty. A tutaj mity na temat noszenia w chuście: Mity na temat noszenia w chuście.
  • nie karm dziecka częściej niż co 3 godziny. Jeżeli nakarmione niemowlę płacze po godzinie, to na pewno nie jest to spowodowane głodem (tak mądrze radzi pani Tracy Hogg!). Oczywiście, maluszek może płakać z innego powodu, ale dzieci są różne, i niemożliwe jest to, aby wszystkie dzieci na świecie miały takie same potrzeby i taką samą przemianę materii. Przez pierwsze miesiące życia WegeBobo potrafił jeść co 1,5 godziny, ale potrafił również nie jeść przez 3. 
  • nie pozwalaj jeść dziecku palcami, bo będzie chciało jeść tylko w ten sposób i będzie miało problem w nauce jedzenia sztućcami. Pozwalałam WegeBobo jeść samodzielnie, kiedy miał ochotę jadł rękoma, a potrafi jeść łyżeczką czy widelcem już od wielu miesięcy, nie uczyliśmy go tego. Jest wiele korzyści samodzielnego jedzenia, wszystkie są opisane w książce "Bobas lubi wybór" G. Rapley i T.Murkett, ale kilka z nich to na pewno: dziecko poznaje konsystencje jedzenia, a dzięki temu chętnie je próbuje; jedzenie sprawia dziecku dużo zabawy i jest dla niego przyjemnością; chwytanie jedzenia i wkładanie samodzielnie do buzi ćwiczy koordynacje ruchową i poprawia zręczność.
Kilka dodatkowych, które chyba nie wymagają zbytnio komentowania:
  • jeden klaps nie zaszkodzi, niech dziecko wie, kto tu rządzi, ja byłem bity i wyrosłem na porządnego człowieka...( a my możemy dodać: człowieka, o takich przekonaniach...).
  • jeżeli dziecko po roku nie przesypia nocy, czasami potrzebuje rodzica przy sobie, czy zdarza mu się zapłakać w nocy, to na pewno coś jest nie tak...byliście z tym u lekarza?
No i oczywiście, wszelkie mity odnośnie wegetariańskiej ciąży i dziecka:
  • nie jesz mięsa w ciąży, to dziecko urodzi się chore...jak możesz robić coś takiego swojemu dziecku!; 
  • słabe samopoczucie w ciąży/na początku ciąży i inne dolegliwości, to przez to, że nie jesz mięsa... ( no zjedz chociaż kurczaczka!). A wszystkie inne ciężarne jedzące mięso nie czują, oczywiście, żadnych dolegliwości... .
  • twoje dziecko na pewno będzie małe - przywołuję tu 4kg urodzeniowe WegeBobo, a dziś, owszem, nie jest pulchniutkim półtoraroczniakiem, ale jest zwinnym i sprytnym maluchem;
Jest jeszcze mój ulubiony tekst, którego na szczęście sama osobiście nigdy nie usłyszałam i mam nadzieję, że nie usłyszę: "zjedz chociaż mięsko, bo nie urośniesz"... . Czy mówicie maluchom: "zjedz chociaż warzywko, to będziesz zdrowy?".:)

Niezmiernie jestem ciekawa, czy Wy też słyszycie różne cudowne porady? Zdarzyło Wam się  je zastosować i nic dobrego z tego nie wynikło?
Piszcie, komentujcie... .

Pozdrawiamy, WegeMama i


PS. Miał być jeszcze przepis, ale się rozgadałam, więc będzie następnym razem:).

wtorek, 19 czerwca 2012

MUST HAVE w naszym domu...cz.2

Tym razem trzy razy S!
Za nim jednak przejdziemy do jedzonka, przedstawiam mój sprzęt numer 2- zaraz obok blendera ręcznego- młynek elektryczny do kawy, którego wcale do kawy nie używamy. Mamy taki zwykły-najzwyklejszy, ale służy nam już trochę czasu. Taki, o:


Młynka używamy do mielenia łuskanego słonecznika, sezamu oraz siemienia lnianego.
Bez niego, musielibyśmy zrezygnować z wielu pysznośći.

Co mają w sobie te eSy, że tak często ich używamy?
Sezam, na przykład, jest bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe oraz lecytynę, która wpływa na sprawność umysłową. Zawiera również żelazo, wapń, magnez, potas i wiele witamin.
Słonecznik również jest pełen wartości. Na dodatek, to idealna przekąska, szczególnie, gdy obiad nie jest jeszcze gotowy. 
Siemię lniane zawiera NNKT oraz wiele innych składników odżywczych, takich jak: żelazo czy magnez.

Co z tym zrobić, gdzie to włożyć?
Sezamu możemy użyć jako panierki zamiast bułki tartej.
Słonecznikiem, zamiast grzankami, posypujemy różne sałatki i dodajemy do zapiekanek (uwielbiam jak chrupie:)).
A zmielone w młynku siemię lniane (często mielę od razu z sezamem) jest świetnym dodatkiem do...wszystkiego: zup, sosów, ciast, a nawet do ciepłych ziemniaczków z masełkiem rozpływającym się na talerzu. Nie tylko wzbogacamy smak potrawy, ale dodajemy również mnóstwo wartości.

Wszystkie te ziarenka można na prawdę fajnie wykorzystać w kuchni, więc nie mogłam się zdecydować, jaki przepis Wam przedstawić. Zaufałam więc kubkom smakowym WegeBobo (maluch najchętniej jadłby to łyżkami), i zaangażowałam wszystkie trzy. Oto:
Słodka pasta ze słonecznika, sezamu i siemienia lnianego,
szybka i prosta na dodatek:)

Pół szklanki łuskanego słonecznika, 2 łyżki sezamu i 2 łyżki siemienia mielę na proszek w młynku do kawy. Oczywiście na raz się to wszystko tam nie zmieści, więc dawkujemy sobie. Przesypuję do pojemnika i mieszam, dodaję 1,5 łyżki roztopionego miodu. Następnie mieszam i dolewam 1/4 szklanki oleju słonecznikowego. Mieszam równie dokładnie i oto mamy pyszną alternatywę na kanapkę i nie tylko. 
Na zdjęciu pasta wykonana z dwóch porcji składników.
Myślę, że fani chałwy polubią się z pastą na pewno!

wtorek, 12 czerwca 2012

Biało-czerwony...

Atmosfera goniących za piłką tam i z powrotem udziela się w naszym domu, a to z powodu jednego z domowników (chyba wiadomo o kim mowa). Nie, nie ma flag rozwieszonych, biało-czerwonych firanek w oknach i ozdobionych lusterek samochodowych, ale za to WegeBobo od kilku dni ma swoje ulubione słowo: "pika"  i chodzi podśpiewując "oooo! oooo!". Mamy też iście wpasowany w kolorystykę, pogodę, i coś tam jeszcze, deser (100% wegański).


Kolor "biały"- mleczko kokosowe w puszce (400 ml). Polecam to firmy Kier, w którego skład wchodzi jedynie mleko kokosowe i woda, bez żadnych ulepszaczy i konserwantów. Mleczko miksuje blenderem z kawałkami melona galia i 2 łyżkami cukru trzcinowego, stawiam na ogień i gotuję na mini ogniu, dodaję po chwili bardzo płaską łyżeczkę agaru, mieszam, dodaję kolejną łyżeczkę, znów mieszam, i ostatnią łyżeczkę (w sumie 3), oczywiście mieszam. Taką mieszkankę, po chwili gotowania, przelewam do formy. Odstawiam do stężenia. ( Z agarem masa stężeje bardzo szybko, max. pół godziny). A "biały" w cudzysłowie, ponieważ kolor będzie lekko "melonowy":)
        
Gdy białe jest gotowe, przechodzimy do:
Koloru czerwonego- blenduję pół kilograma przepysznych truskawek, drugie pół kilograma zjadam z WegeBobo. Zmiksowane truskawki przekładam do rondelka i gotuję na małym ogniu, dodaję łyżeczkę agaru, mieszam, kolejną łyżeczkę agaru (w sumie 2, no maksymalnie 2,5) i mieszam. Po chwili ściągam z ognia, upewniam się, że białe stężało i przelewam do formy na białą masę.
Wkładam do lodówki na 2 godziny.  


Co to jest ten agar? A właściwie agar-agar?
Jest to niezastąpiona substancja dla osób kochających galaretki, serniki na zimno i tego typu desery. Można go dodawać wszędzie tam, gdzie w przepisie podana jest żelatyna wieprzowa, której pochodzenia lepiej nie znać. Albo poznać i szybko pożałować, a następnie przerzucić się na agar-agar, który wytwarzany jest z krasnorostów, czyli glonów.
Agar-agar kupujemy w postaci proszku, dostępny jest w sklepach ze zdrową żywnością, ale widziałam też w sklepie ziołowym.


Osoby zainteresowane tematyką  cierpienia zwierząt odsyłam na: STOP MORDOWANIU ZWIERZĄT NA UKRAINIE, oraz zachęcam do podpisania petycji TU. Nie bojkotujemy Euro 2012, ale uświadamiamy, że jest problem!


czwartek, 7 czerwca 2012

Po pierwsze: zaufaj!

Zaufanie to podstawa- tak mówią- każdego związku. Bez zaufania... no można żyć, ale po co sobie głowę zawracać, humor  i nerwy  psuć na dodatek. 
UFAM swojemu dziecku, a życie staje się o wiele prostsze.
Jeszcze rok temu, na początku naszej drogi z jedzonkiem innym niż cycuś, w głowie miałam pełno obaw. Czy się najada, czy je wystarczająco, dlaczego je tylko 3 łyżeczki a inne dzieci jedzą cały słoiczek/porcje, dlaczego nie chce jeść brokuła ani marchewki, ja się tak staram a WegeBobo ledwo polizał... ?
Zaczęłam się zastanawiać: ufam mojemu dziecku podczas karmienia piersią, nie widzę ile zjadł, a jednak wierzę, że się najadł i jest mu dobrze, dlaczego więc nie ufam jego potrzebom w kolejnym etapie żywienia?
Dlatego zachęcam: ufajmy i pamiętajmy, że:
  •     dzieci w tym samym wieku, o podobnej wadze, mogą mieć zupełnie inne potrzeby, i co najważniejsze całkiem inny metabolizm,
  •    dzieci mają małe żołądki i nie starajmy się je na siłę rozpychać,
  •    dziecko ma swoje ulubione smaki i konsystencje,
  •    każdy, nie tylko dorosły, LUBI MIEĆ WYBÓR.
-A gdzie się podział Twój talerzyk syneczku?
Szybki look WegeBobo na podłogę........
-Ni ma!
     
Więc już nie denerwujemy się, że WegeBobo nie zjadł wszystkiego, co przygotowałam, bo są to porcje  przygotowane "według mnie". I że nie zjadł akurat tego, co dostał, bo przecież ja też nie zawsze na wszystko mam ochotę, a nie oznacza to, że czegoś nie lubię.  Cieszę się, że potrafi wybrać swój smak i ilości jakie mu odpowiadają. I że je sam!


Co WegeBobo zajada? Baaaardzo prosty i szybki obiad!
"Samosy" z meksykańskimi warzywami
Żeby było szybciej i łatwiej używam gotowego ciasta francuskiego, które kroję na cztery części wzdłuż i cztery części w poprzek- powstaje 16 kwadratów.

Potrzebujemy mieszanki warzyw, coś ala meksykańskie: fasolka szparagowa, kukurydza, groszek, papryka, marchewka, może być fasolka czerwona. Tak na prawdę każde warzywa się nadają.
Na patelni duszę warzywa z kilkoma łyżkami oleju, wody i 2 łyżkami sosu sojowego oraz przyprawami: papryką, pieprzem ziołowym i odrobiną soli.
Następnie odcedzam warzywa na sitku, czekam, aż trochę ostygną i układam łyżkę warzyw na każdym kwadracie. Można dodać łyżeczkę startego sera. Składam na pół  (powstają trójkąty) i sklejam końce- tak jak pierożki.
Warzywa będą uciekać, więc upychamy je palcem:)
Pieczemy w piekarniku w 200 stopniach około 30 minut.
Smacznego!

piątek, 1 czerwca 2012

Dziecko.

Na Dzień Dziecka coś dla rodziców... (i dla dziecka pośrednio:)).

POLECAM! polecam! polecam...książkę "Dziecko z bliska. Zbuduj szczęśliwą relację" Agnieszki Stein.


Książka dla każdego, nie tylko o rodzicielstwie bliskości, ale o rodzicielstwie ogólnie.
Wspaniałe jest to, że czytając tę książkę, która poradnikiem nie jest, mogłam odnaleźć wiele rozwiązań na moje wątpliwości. No więc czytając zaznaczałam sobie fragmenty, które są dla mnie kluczowe i jest tego ponad 3/4 książki.
Daje do myślenia- takie książki uwielbiamy, prawda? Potwierdziła niejedno z moich intuicyjnych zachowań- to też lubię. Ogromnie się cieszę, że trafiła w moje ręce! Teraz tylko zaganiam tatę WegeBobo do lektury OBOWIĄZKOWEJ!

Rodzicielstwo bliskości nie jest metodą wychowawczą, która daje gotowe rozwiązania i sposoby. Rodzicielstwo bliskości pozwala zrozumieć, to, co tak na prawdę dziecku potrzebne jest do rozwoju.  To rodzicielstwo oparte na szacunku i zaufaniu. "Bardziej bycie tu i teraz, bycie z dzieckiem niż kształtowanie dziecka". Wiedza, jak ogromnie ważne jest pozwalanie dziecku na wyrażanie i ufanie własnym potrzebom i emocjom. Rodzicielstwo bliskość pomaga, by każdy dzień z dzieckiem nie był walką a cudownym współistnieniem.

Każdy chce być dobrym rodzicem, ale skąd mam wiedzieć kim jest ten dobry rodzic?
Pani Agnieszka podpowiada: a może by zostać wystarczająco dobrym rodzicem czyli takim, który pozwala dziecku  się rozwijać dzięki wrażliwości na uczucia i potrzeby dziecka. "[...]To nie ten, który z góry wie, co jest dobre dla jego dziecka....To raczej ktoś uważny na to, jak radzi sobie jego dziecko i potrafi je wesprzeć oraz dostosować, na ile to możliwe swoje zachowanie i decyzje do potrzeb wszystkich członków rodziny".

Co chcę osiągnąć poprzez moje rodzicielstwo? Co jest moim celem? A może po prostu: co jest potrzebne mojemu dziecku? Niekoniecznie wybiegając w przyszłość, bo życie jest już dziś, teraz... . 
A więc polecam, bo ja do tej książki mam zamiar wracać często!

Aby uczcić ten dzień (i nie tylko) na słodko zajadamy
"Niesernik" na zimno!

4 szklanki mleka roślinnego
3/4 szklanki kaszy manny
2 garści rodzynek
kilka łyżek kakao
pół szklanki (zmielonych) wiórek kokosowych
paczka ciastek holenderskich z czekoladą lub ciastek typu digestive z czekoladą

Mleko wlewamy do garnuszka, wrzucamy rodzynki, kakao i mieszamy. Następnie dorzucamy wiórki kokosowe i dalej mieszamy. Gotujemy na mini ogniu, tak aby nie wykipiało. Ściągamy z ognia i powoli wsypujemy kaszę mannę, cały czas mieszając. Świetnie sprawdziłaby się trzepaczka do jaj. (Ja nie posiadam, więc użyłam mieszadła od miksera.) Wracamy na palnik i dalej gotujemy, cały czas mieszając. Masa ma być gęsta, jeżeli nie jest dosypujemy kaszy.
Spód keksówki wykładamy ciastkami, całymi bądź pokruszonymi (albo pół na pół). Przekładamy masę na ciastka, posypujemy wiórkami, odstawiamy do wystudzenia za okno(no chyba że 30 stopni na zewnątrz- to nie), a następnie do lodówki na 3 godziny.
Smacznego!

Przytoczone fragmenty pochodzą z książki "Dziecko z bliska".
Przepis zainspirowany przepisem znalezionym na wegedzieciak.pl TU