No i tak. Koniec wakacji, zaczyna się przedszkole. Zaczynamy gotowanie dwóch dań do przedszkola. W zeszłym roku obiecałam sobie planowanie na cały tydzień, może w tym roku mi się uda. Ale nic sobie nie obiecuję, żeby nie było. :)
Wegebobo bardzo lubi kotleciki. Bardzo mnie to cieszy, bo mogę przemycić różne strączkowe pod ich postacią. Są one bardzo sycące. Lubi je też do rączki, tak po prostu.
Dziś przygotowałam takie szybkie kotleciki z soczewicy zielonej (będą też na poniedziałek do przedszkola).
ok. 1 szklanka soczewicy zielonej
2 ugotowane ziemniaki
2 garści zmielonych płatków owsianych
2 łyżki oliwy z oliwek plus olej do smażenia
przyprawy: sól, pieprz, papryka słodka lub garam masala
Soczewicę gotujemy do miękkości, następnie odlewamy resztę wody, dodajemy 2 łyżki oliwy z oliwek i blendujemy na masę (nie musi być całkiem jednolita). Odstawiamy do ostygnięcia. Dodajemy dwa rozgniecione ziemniaki i dokładnie mieszamy. Zmielone w młynku płatki mieszamy z ciepłą wodą, tak aby powstała papka i mieszamy z resztą. Przyprawiamy. Formujemy kotleciki, obtaczamy w mące i smażymy z dwóch stron do zarumienienia.
Można zajadać do obiadu, można w łapkę lub na kanapkę.
Soczewicę bardzo lubię. Lubię ją dorzucać do zup na przykład, wtedy są one bardziej wartościowe. Dlaczego? Otóż soczewica:
-zawiera białko, skrobię i składniki mineralne takie jak: żelazo, magnez, sód i potas
-zawiera witaminy z grupy B, witaminę C i kwas foliowy
Dodatkowo:
-ma bardzo fajny smak
-można podawac dzieciom już od 6 miesiąca- na początek polecam czerwoną, bo jest delikatna
-oprócz dodawania do zup, kotlecików, można z nich robić świetne pasztety i pasty na kanapki
A chciałam się jeszcze pochwalić, że pomidorki koktajlowe się czerwienią dalej, więc codziennie kilka sobie zza okna zbieramy (reszta rośnie u babci na działce).
Czy wiedzieliście, że oprócz bycia źródłem potasu i manganu, pomidory są też źródłem lipokenu, który ma działania przeciwutleniające? Nie traci on (lipoken) swoich wartości podczas obróbki termicznej, a nawet na niej zyskuje.
Czy też szykujecie się do przedszkola/ szkoły? :)
sobota, 30 sierpnia 2014
środa, 27 sierpnia 2014
Buddyzm dla współczesnej mamy...
"Buddyzm dla współczesnej mamy. Macierzyństwo spokojne i spełnione" Sarah Napthali
Tę książkę chciałam przeczytać już jakiś czas temu, ale cieszę się, że trafiła do mnie w tym właśnie momencie. Zmiany w życiu rodzinnym. Niesamowite, czytając tę książkę miałam wrażenie, że "tak, tego właśnie teraz potrzebuję, dla siebie i dla mojej rodziny". Co więcej, czytając ją myślałam o bliskich mi osobach, przyjaciółkach, koleżankach, którym bym tę książkę poleciła.
Niech Was nie zwiedzie tytuł, a może inaczej: niech tytuł Was nie przestraszy. Nie jest to książka, która wykładając teorię buddyzmu, ma namówić do wyznawania jego filozofii.
Książka jest według mnie bardzo praktyczna, podsuwa rozwiązania do codziennych sytuacji- tych dla nas trudnych, ciągnących się za nami wiele dni, mających wpływ na nasze samopoczucie i na nasze kontakty z najbliższymi.
Omawia wiele aspektów codziennego życia: oczywiście rodzicielstwo, złość w naszym życiu, niepokój o dzieci, relacje z innymi ludźmi, związek z partnerem, ale również związek z samym sobą.
Akurat w momencie czytania szczególnie ważny był dla mnie rozdział:"Uporać się ze złością".
"Przyznaj się do złości i zwróć na nią uwagę, ale nie ulegaj jej...obserwuj jak wpływa na Twoje ciało, zmienia postać i w końcu znika."
"Wiele matek-buddystek, z którymi rozmawiałam, stara się przepraszać swoje dzieci po tym, jak traci nad sobą panowanie.... przeprosiny to skuteczna metoda pozbywania się złości i uczenia pokory."
W dobrym momencie przeczytałam również rozdział: "Życie z partnerem".
"Czy z własnej inicjatywy rozmyślamy nad tym, jak być lepszym dla drugiej osoby i dać jej chwile szczęścia?
Jak często zastanawiamy się nad trudnościami, które przeżywa partner?
Czy oczekujemy, by partner zapewniał nam wszystko, czego nam trzeba? Czy kochamy też wielu innych ludzi i nie polegamy wyłącznie na partnerze, aby zaspokajać potrzebę więzi z drugim czlowiekiem ?
Czy dzielimy radośc partnera?"
Zdecydowanie poleciłabym ją nie tylko mamom, ale również tatusiom. Nieprzekonanym rodzicom można przeczytać fragmenty. Bo przecież wszyscy chcemy spokoju- czymkolwiek on dla nas jest.
Już kiedyś pisałam, że uwielbiam książki, do których się wraca. Ta jest jedną z nich.
Czy jest Wam znany "Buddyzm dla współczesnej mamy"?
A może namówię Was na lekturę... .
Tę książkę chciałam przeczytać już jakiś czas temu, ale cieszę się, że trafiła do mnie w tym właśnie momencie. Zmiany w życiu rodzinnym. Niesamowite, czytając tę książkę miałam wrażenie, że "tak, tego właśnie teraz potrzebuję, dla siebie i dla mojej rodziny". Co więcej, czytając ją myślałam o bliskich mi osobach, przyjaciółkach, koleżankach, którym bym tę książkę poleciła.
Niech Was nie zwiedzie tytuł, a może inaczej: niech tytuł Was nie przestraszy. Nie jest to książka, która wykładając teorię buddyzmu, ma namówić do wyznawania jego filozofii.
Książka jest według mnie bardzo praktyczna, podsuwa rozwiązania do codziennych sytuacji- tych dla nas trudnych, ciągnących się za nami wiele dni, mających wpływ na nasze samopoczucie i na nasze kontakty z najbliższymi.
Omawia wiele aspektów codziennego życia: oczywiście rodzicielstwo, złość w naszym życiu, niepokój o dzieci, relacje z innymi ludźmi, związek z partnerem, ale również związek z samym sobą.
Akurat w momencie czytania szczególnie ważny był dla mnie rozdział:"Uporać się ze złością".
"Przyznaj się do złości i zwróć na nią uwagę, ale nie ulegaj jej...obserwuj jak wpływa na Twoje ciało, zmienia postać i w końcu znika."
"Wiele matek-buddystek, z którymi rozmawiałam, stara się przepraszać swoje dzieci po tym, jak traci nad sobą panowanie.... przeprosiny to skuteczna metoda pozbywania się złości i uczenia pokory."
W dobrym momencie przeczytałam również rozdział: "Życie z partnerem".
"Czy z własnej inicjatywy rozmyślamy nad tym, jak być lepszym dla drugiej osoby i dać jej chwile szczęścia?
Jak często zastanawiamy się nad trudnościami, które przeżywa partner?
Czy oczekujemy, by partner zapewniał nam wszystko, czego nam trzeba? Czy kochamy też wielu innych ludzi i nie polegamy wyłącznie na partnerze, aby zaspokajać potrzebę więzi z drugim czlowiekiem ?
Czy dzielimy radośc partnera?"
Zdecydowanie poleciłabym ją nie tylko mamom, ale również tatusiom. Nieprzekonanym rodzicom można przeczytać fragmenty. Bo przecież wszyscy chcemy spokoju- czymkolwiek on dla nas jest.
Już kiedyś pisałam, że uwielbiam książki, do których się wraca. Ta jest jedną z nich.
Czy jest Wam znany "Buddyzm dla współczesnej mamy"?
A może namówię Was na lekturę... .
sobota, 23 sierpnia 2014
Aromatyczna zupka paprykowo- pomidorowa
Końcówka lata. Korzystamy z dobrodziejstw ogrodu mojej mamy póki tych pyszności warzywnych i owocowych mamy pod dostatkiem. Jeszcze chwila i pozostaną zapasy, przetwory, sklepy. Ale zostańmy przy klimatycznej końcówce lata, dziś pachnącej papryką i pomidorami.
Zupa paprykowo- pomidorowa
1 spora marchew
2 papryki (u nas jedna czerwona, jedna zielona)
2 duuże (chyba takie jak moja pięść) pomidory plus jeden taki nieduży
pół cebuli
Sos sojowy, pieprz, papryka ostra, garam masala, zioła prowansalskie, oliwa z oliwek,
2 papryki (u nas jedna czerwona, jedna zielona)
2 duuże (chyba takie jak moja pięść) pomidory plus jeden taki nieduży
pół cebuli
Sos sojowy, pieprz, papryka ostra, garam masala, zioła prowansalskie, oliwa z oliwek,
Marchew ścieramy na tarce o grubych oczkach i podduszamy w garnku na łyżce oliwy z oliwek. Dodajemy łyżeczkę sosu sojowego. Następnie zalewamy 1/2litra wody i gotujemy chwilę. Odstawiamy.
Na głębokiej patelni rozgrzewam łyżkę oliwy, dodaję posiekaną cebulkę. Chwilę podsmażam. Nastepnie dodaje pokrojone w kawałki paprykę i pomidora. Podduszam razem aż papryka będzie miękka. Mieszam od czasu do czasu.
Zawartość patelni dodajemy do naszego "bulionu" i całość blendujemy. Nie musi być zmiksowane bardzo dokładnie- kawałeczki papryki mile widziane. Można dodać jeszcze trochę wody. Przyprawiamy:szczypta pieprzu, papryki ostrej, pół łyżeczki garama masali i zioła prowansalskie. Chwilkę jeszcze podgotowujemy.
Podajemy z ugotowanym ryżem brązowym.
Podajemy z ugotowanym ryżem brązowym.
Zdjęcie zupki nie oddaje jej pyszności, gdyż było robione późnym wieczorem na zupie już odgrzewanej, tu podanej już z ryżem.
Dla rekompensaty wrzucam jeszcze jedną podpowiedź obiadową:
pieczone ziemniaczki z pieczonym kabaczkiem w przyprawie curry
Pokrojony w plastry i posolony kabaczek zalewam taką "marynatą": oliwa z oliwek, przyprawa curry, trochę pieprzu. Zostawiamy na kilkanaście minut, przekładamy na blaszkę, polewamy resztką "marynaty" i posypujemy jeszcze curry. Zapiekamy około 20 minut w 200 stopniach. W połowie zapiekania plastry przekładamy na drugą stronę.
A ziemniaczki robimy tak:http://wegebobo.blogspot.com/2013/10/fast-food-slow-food.html lub z innymi, lubianymi przyprawami.
A pomidorki oczywiście nasze własne-domowo-balkonowe.
Kochani, wracam wkrótce z tematami rodzicielskimi- bliskościowymi, bo dawno ich nie było!
wtorek, 12 sierpnia 2014
Placuszki z musli i owsianka raz jeszcze
Dziś placuszki. Przepis przechowywany, już dawno czekał na fotkę. Prosty jak zwykle.
Placuszki z musli na kefirze
1 szklanka mąki pszennej lub orkiszowej lub pół na pół
ok. 5 garści mieszanki musli (np. tropikalne, z różnymi nasionami, suszonymi owocami, które dodadzą słodkości do placuszków itp.)
szklanka kefiru
trochę wody lekko gazowanej
olej do smażenia
Musli mielimy w młynku lub dobrym blenderze (ja oczywiście używam do tego młynka do kawy), mieszamy z mąką. Dodajemy kefir, a następnie podlewamy wodą, aby uzyskać konsystencję na placuszki, dosyć gęstą. Nakładamy dużą łyżką, formujemy placuszki na patelni i smażymy z dwóch stron na patelni dosłownie muśniętej olejem do smażenia.
Można zajadać z konfiturą, dżemem lub jogurtem.
Dorzucę jeszcze owsiankę na soku z pomarańczy.
Przepis na oko, ale użyłam:
płatki orkiszowe (bardzo podobne do owsianych, zakupione w tesco, to dla urozmaicenia, można użyć samych płatków owsianych)
płatki owsiane
świeżo wyciskany sok z pomarańczy (możemy też użyć pół na pół z mlekiem roślinnym)
śliwki, banany
Płatki namaczamy w połowie soku przez ok. 10 minut, a następnie podgrzewamy w reszcie soku, dodajemy drobno pokrojone śliwki. Chwilę gotujemy razem cały czas mieszając. Ściagamy z ognia, przekłqdamy do miseczek, na wierzch kładziemy pokrojone banany. Można dodatkowo dosłodzić miodem lub syropem z agawy, dla nas było w sam raz.
A czy widzieliście już nasze balkonowe pomidorki?
Są przepyszne i pachnące, wyhodowane z ziarenek, które otrzymaliśmy od Projekt warzywnik DZIĘKUJEMY!
Placuszki z musli na kefirze
1 szklanka mąki pszennej lub orkiszowej lub pół na pół
ok. 5 garści mieszanki musli (np. tropikalne, z różnymi nasionami, suszonymi owocami, które dodadzą słodkości do placuszków itp.)
szklanka kefiru
trochę wody lekko gazowanej
olej do smażenia
Musli mielimy w młynku lub dobrym blenderze (ja oczywiście używam do tego młynka do kawy), mieszamy z mąką. Dodajemy kefir, a następnie podlewamy wodą, aby uzyskać konsystencję na placuszki, dosyć gęstą. Nakładamy dużą łyżką, formujemy placuszki na patelni i smażymy z dwóch stron na patelni dosłownie muśniętej olejem do smażenia.
Można zajadać z konfiturą, dżemem lub jogurtem.
Dorzucę jeszcze owsiankę na soku z pomarańczy.
Przepis na oko, ale użyłam:
płatki orkiszowe (bardzo podobne do owsianych, zakupione w tesco, to dla urozmaicenia, można użyć samych płatków owsianych)
płatki owsiane
świeżo wyciskany sok z pomarańczy (możemy też użyć pół na pół z mlekiem roślinnym)
śliwki, banany
Płatki namaczamy w połowie soku przez ok. 10 minut, a następnie podgrzewamy w reszcie soku, dodajemy drobno pokrojone śliwki. Chwilę gotujemy razem cały czas mieszając. Ściagamy z ognia, przekłqdamy do miseczek, na wierzch kładziemy pokrojone banany. Można dodatkowo dosłodzić miodem lub syropem z agawy, dla nas było w sam raz.
A czy widzieliście już nasze balkonowe pomidorki?
Są przepyszne i pachnące, wyhodowane z ziarenek, które otrzymaliśmy od Projekt warzywnik DZIĘKUJEMY!
czwartek, 7 sierpnia 2014
Fasolka szparagowa w sosie cebulowo-serowym
Urlop rodzinny zakończony. Odwiedziliśmy Gdynię i Sopot oraz bardzo relaksujące tereny Borów Tucholskich i rzeki Brdy. Urlop zakończylismy wypadem na Przystanek Woodstock, który jak zwykle oderwał nas od rzeczywistości. Tym razem na Woodstocku debiutował WegeBobo. Pomimo wielu głosów przepełnionych owszem troską, ale i nieznajomością tematu: "nie boicie się?". Nie, nie boimy się. :) A Wy jeździcie na Woodstock?
Wracając do kuchni. Królują letnie smaki, ale dość leniwie. Bez skompikowanych przygotowań, żeby jak najszybciej z kuchni uciec, bo goooorąco.
A dziś sos dla urozmiacenia smaku fasolki szparagowej.
Sos cebulowo-serowy
50 g masła
1 cebula
2 łyżki mąki pszennej
garść startego sera żółtego
przyprawy: pieprz, papryka ostra, garam masala, odrobina przyprawy do ziemniaków lub jakiejś zielonej przyprawy (np.oregano, zioła prowansalskie)
Roztapiam masło na rozgrzanej patelni i wrzucam posiekaną drobno cebulkę, podsmażam od czasu do czasu mieszając. Dodaję troszkę przypraw, dwie łyżki mąki i dokładnie mieszam, aż zgęstnieje. Zalewam szklanką (może trochę więcej) wody, dokładnie mieszam i chwilę jeszcze trzymam na ogniu. Sos powinien być ani rzadki, ani gęsty -powiedzmy konsytencji śmietany. Ściągam z ognia i dodaję garść startego sera żółtego. Mieszam dokładnie. Sprawdzam smak i ewentuanie doprawiam. Dla WegeBobo więcej przypraw nie dawałam, ale naszą porcje doprawiłam pieprzem na bardziej ostro.
Podajemy z ugotowaną fasolką szparagową i/lub kalafiorem. Sos pasowałby świetnie do makaronu.
Pozdrawiam Słonecznie
Subskrybuj:
Posty (Atom)