wtorek, 31 lipca 2012

Niekulinarnie: o nieporadnikach.

Poradniki dla rodziców- jedni je kochają, inni nienawidzą. Jeszcze inni decydują się je przeczytać, a później żałują, bo wizja idealnego dziecka ukazanego w poradniku nijak ma się do rzeczywistości domowego pobojowiska z kochanym, aczkolwiek walecznym potworkiem.

Z drugiej strony stoją sobie książki o wychowaniu. I dumne stwierdzenia: "Nie, nie czytam książek o wychowaniu dziecka". Czy rzeczywiście powinno to napawać dumą... ?
I na samym końcu książki, które, moim zdaniem, należą do całkiem innej kategorii: książki o rozwoju, nie tylko dziecka ( czy też w niektórych przypadkach wspomnianego potworka), ale też rodzica. Książki te nie dają gotowych odpowiedzi, bo przecież każdy człowiek jest inny. Dają natomiast podstawy i wskazówki, a od nas zależy czy będziemy chcieli je wykorzystać.
Taką książką jest na przykład "Dziecko z bliska" Agnieszki Stein (pisałam o niej również tutaj:Dziecko.
O rozwoju, bo:
czy nie jest celem każdego człowieka dążenie do rozwoju samego siebie?
czy nie jest tak, że jak człowiek stoi w miejscu to czuje się nieszczęśliwy?
czy nie lubimy czuć się dobrze i pewnie w tym co robimy, a gdy się nie czujemy, to czy nie szukamy odpowiedzi u kogoś, kto się na tym zna?
i czy rodzicielstwo nie opiera się na rozwoju

Dlatego, że rozwój jest ważny i warto wiedzieć "what's it all about", warto szukać, czytać. I chyba nie zawsze warto pozostawać z myślą: widocznie tak musi być... .

Wracając do poradników (nieporadników). Małż dostał na urodziny taką o to lekturę: "Tata rządzi czyli 63 zasady szczęśliwego taty", która mimo, iż tytuł może to sugerować, poradnikiem absolutnie nie jest. I o dziwo, zaczytuje się w lekturze!  A oto jeden z fragmentów, który szczególnie przypadł nam do gustu. Autor streszcza bardzo znany poradnik dla rodziców autorstwa Giny Ford:

" 1. Po upływie miesiąca życia dziecka powinniście je przymusić do ścisłego harmonogramu karmienia i spania. Sprawi to, że dziecko będzie pogodne, bo będzie należycie nakarmione i wyspane.
  2.Powinniście  budzić je i karmić po raz pierwszy o godzinie 7 rano. Dzięki temu zniechęcie je do spania przez cały dzień i czuwania całą noc.
  3.Powinniście karmić dziecko co 3 godziny. Nie pozwólcie mu podjadać między posiłkami (...) .
  4. Jeżeli dziecko płacze w łóżeczku, sprawdźcie czy ma suchą pieluszkę albo czy nie ma kolki, a potem je zostawcie. Dziecko musi się nauczyć samodzielnego uspokajania się.

   To jest teoria, wspaniała zresztą [ no niekoniecznie- mój przypis]. W praktyce jednak dzieje się tak:

1. Dziecko nie chce jeść co trzy godziny. Dziecko jest wyrazicielem poglądu, że jeśli Bóg nie chciałby, żeby sssało te obiekty, to nie ustawiłby ich na wysokości ust i nie napełniłby ich cudownym kremowym mlekiem. Kiedy dziecko nie ssie piersi, to dziecko płacze. Mama również. Mama karmi dziecko.
2. Mama skarży się, ze bolą ją sutki. Tata proponuje, żeby nie karmiła Dziecka co 15 minut. Mama rzuca Tacie złe spojrzenie.
3. ... "
Andy Clover "Tata rządzi czyli 63 zasady szczęśliwego ojca" str. 72-73
I tu kilkanaście podpunktów, kiedy to tata ma położyć dziecko spać, bo mama jest chora, i tata to robi, ale dziecko wrzeszczy, więc postanawia nauczyć go samodzielnego zasypiania, więc tata zwiewa na dwór wynieśc śmieci czyt. zapalić fajkę, wraca pytany przez mamę czy sprawdził, czy dziecko nie ma kupy, okazuje się, że  ma, mama już nigdy nie zaufa tacie... . I tak się ciągnie owa historia przez szpital i przyjęcie, aż do stwierdzenia, że autorka owego poradnika NIE MA WŁASNYCH DZIECI. Dziękuję- do widzenia!


A u nas? Czy sprawdziły się te uniwersalne prawdy?

1. Dziecko nie chce jeść co 3 godziny. Dziecko nie zna się na zegarku i dziecko nie wiem co to czas, dziecko polega na swoich potrzebach czy to głodu czy czułości. Kiedy tego nie dostaje, dziecko płacze, mama ma się nie za dobrze. Dziecko dostaje pierść.
2. Szukam śmiałka, który po 10 pobudkach w ciągu nocy zechciałby stawiać cały dom na nogi o godzinie 7 rano (rano? a siódma to nie jest noc?), gdy pojawia się jakże rzadka możliwość pospania choćby godzinę dłużej.
3. Patrz punkt 1.
4. O płaczu naukowo: Płacz. A tymczasem, mama zamyka drzwi, dziecko jest najedzone, ma sucho, nie ma kolki. Dziecko płacze, a raczej woła: mamusiu potrzebuję Cię! O co mu chodzi tak właściwie? Mamusiu potrzebuję Cię, bo jesteś moją mamą. Tak po prostu. Mama ma się źle, dziecko ma się źle. A przecież mogą czuć się dobrze.

Doszła do nas prośba by pokazać WegeMamę. Na zdjęciu kawałek plus WegeBobo miesięcy...kilka:)

poniedziałek, 23 lipca 2012

A w kuchni rządzi...

...cukinia!

Uwielbiam ją wszędzie i w każdej postaci, ale zawsze kojarzy mi się z wakacjami. Często niedoceniania, a jest przecież źródłem wielu witamin i minerałów. Dla dziecka jest świetnym posiłkiem, ponieważ jest delikatna i lekkostrawna.
Kilka fajnych rzeczy o cukinii:
  •  nie nasiąka truciznami czy szkodliwymi substancjami, 
  • umożliwa odtrucie organizmu, 
  • ma właściwości odkwaszające ( jeżeli jecie dużo mięsa buuu:( lub cytrusy, które zakwaszają organizm, warto jeść również cukinie), świetnie pomaga na zgagę i niestrawność. 
No i najważniejsze: można ją przyrządzić na milion sposobów!
Zakładam, że placki z cukinii każdy zna, a może by je przyrządzić troszkę inaczej:

Pancakes'y z cukinii
2 średnie cukinie
1 jajko
3/4 sklanki mąki
szczypta soli
łyżka oliwy/oleju
cebulka dymka
pół łyżeczki sody

Cukinie dokładnie myję, a następnie ścieram na tarce o grubych oczkach. Odstawiam na 5 minut, żeby puściło wodę, odciskam i wylewam wodę. W między czasie mieszam mąkę z jajkiem, sodą i olejem, a następnie dorzucam odcedzoną cukinię i posiekaną dymkę, sól, ewentualnie pieprz. Wszystko bardzo dokładnie mieszam. Na rozgrzaną patelnię daję odrobinę oleju (do kolejnych porcji nie potrzeba już oleju). Nakładam ciasto łyżką, tworzą się placuszki. Smażymy z dwóch stron, aż się przyrumienią.
Pancakesy są ostatnio hitem!

Przepis 2/milion: Zielona tarta z cukinią

Ciasto:
1 szklanka i trochę mąki pszennej pełnoziarnistej
1/3 kostki masła (ew. margaryny)
1/2 szklanki wody
szczypta soli

Do mąki wrzucam kawałeczkami masło i ucieram palcami, tak aby powstały malutkie grudki. Dodaję wodę i sól i ugniatam ciasto. Następnie rozwałkowuje je na cienki placek, układam no formie do tartyi nakłuwam widelcem na całej powierzchni. Wkładam do nagrzanego do 200 stopni piekarnika i piekę przez 10 minut , wyciągam.

Średniej wielkości cukinię kroję w plasterki, część plasterków można również na pół. Podsmażam je na patelni z odrobiną oleju i wody. Układam na ręczniku papierowym, aby odsączyć tłuszcz. Następnie układamy  je na cieście:

Sos: pół małego kubeczka jogurtu naturalnego mieszam z kilkoma łyżeczkami śmietany, łyżką koncentratu, szczyptą soli, pieprzu, rozgniecioną główką czosnku i łyżką mąki.
Zalewam sosem tartę i rozprowadzam po całej powierzchni.
Całość wkładam do piekarnika i piekę około 25-30 minut, aż ciasto nabierze złotego koloru. Jeżeli ciasto za szybko się przypieka, należy przykryć folią aluminiową.

Gdy gotowe, wyciągam, a na wierzch kładę rukolę i kiełki brokuła ( wszystko do kupienia np. w Lidlu).
Mamo, jakie zdjęcie! ja chcę jeeeeeść!


PS. Czy Wy również cierpicie na chroniczny brak czasu, szczególnie na zaplanowane rzeczy? No planning any more!

Pozdrawiam,
WegeMama.

piątek, 13 lipca 2012

Mit białka.

Powszechnie uważa się, że białko jest bardzo ważnym składnikiem naszej diety. Jest to prawda, ponieważ, jak wszyscy wiemy,  to białko buduje nasze ciało oraz jest niezbędne przy syntezie wielu produktów metabolicznych. Skoro białko jest tak ważne, to na pewno potrzebujemy go bardzo dużo i trzeba się wysilać, aby dostarczyć organizmowi odpowiednią jego ilość. I tu pojawia się mit!

Tak na prawdę, ilość białka potrzebna do prawidłowego rozwoju i funkcjonowania nie jest wcale taka duża:



 Tabela z Mit białka, Amanda Woodvine, http://www.zostanwege.pl/pobieranie

Chcę być silny i zdrowy?!
Dr R. Chittenden z Yale University analizował dietę niskobiałkową u sportowców i stwierdził, że 44-53 g białka są wystraczające aby prowadzić aktywne życie.

Ok, więc z ilością nie trzeba się zbytnio kombinować, ale co z jakością białka?

Nasz organizm potrzebuje 8(organizm dziecka 9) aminokwasów, których sam nie jest w stanie wytworzyć. Produkty zwierzęce i soja zawierają wszystkie niezbędne aminokwasy. Inne  roślinne źródła białka  również zawierają niezbędne aminokwasy, zazwyczaj z wyjątkiem jednego czy dwóch. Tak więc można spożywać odpowiednią ilość białka nie spożywając produktów zwierzęcych:
Tabela z Mit białka by Amanda Woodvine,  http://www.zostanwege.pl/pobieranie

Patrząc na powyższe tabele, można zauważyć jak łatwo jest skomponować "pełno-białkowy" posiłek, a wiadomo, że posiłków spożywamy w ciągu dni kilka. Zestawiając ze sobą np. dwa produkty roślinne, nie tylko urozmaicamy sobie dietę, smak potrawy i dostarczamy różnorodnych składników mineralnych, ale również tworzymy wysokiej jakości wartościowe białko, tak jak w przypadku roślin strączkowych i ryżu.
Tak na prawdę, dostarczając organizmowi odpowiednią ilość kalorii baaardzo ciężko byłoby o niedobór białka. Pod warunkiem oczywiście, że nasza dieta  nie składa się ze słodyczy i śmieciowego jedzenia.
Bardzo dobrym źródłem białka roślinnego są: produkty sojowe (tofu, mleko sojowe), rośliny strączkowe (ciecierzyca, soczewica), nasiona i orzechy oraz 
zboża.

Mieszkańcy dolin Kaghan, Glitzt i innych górzystych terenów Pakistanu odżywiają się pszenicą, kukurydzą, ziemniakami, cebulą i owocami. Są oznakami świetnego zdrowia, braku otyłości i długiego życia.

Natomiast wydaje mi się, że łatwiej jest dostarczyć organizmowi za dużo białka niż nabawić się niedoboru. Spożywanie zbyt dużej ilości białka zwierzęcego może powodować chorobę nerek, cukrzycę tupu 2 czy chorobę sercowo-naczyniową. Spożycie białek zwierzęcych łączy się zazwyczaj ze spożyciem dużej ilości tłuszczów nasyconych i tzw. niedobrego cholesterolu. 

Temat nie jest wcale tak obszerny jakby się wydawało, ale myślę, że warto to sobie uporządkować. Korzystałam ze świetnego artykułu, który możecie pobrać w całości tutaj: mit białka oraz z książki "Ochraniać wszelkie życie" P. Kapleau.

 To teraz trochę białkowego orzeźwienia!
Składniki:  schłodzone mleko sojowe/ ryżowe plus owoce:wyżej jagody, niżej melon galia. Wrzucamy do blendera i po chwili pijemy soczysty koktail.
Więc oto rozwiązanie zagadki:)

I jeszcze akcja po:
Jak mnie złapiesz, to może się umyję:)
Pozdrawiamy:)

Aha, zapomniałabym. Jesteśmy na facebook'u: http://www.facebook.com/WegeBoboIInnePrzyjemnosci . Zapraszam!

wtorek, 3 lipca 2012

Olej i inne sprawy.

Obiecałam przepis z cukinii... . Kurczę, nawet dwa obiecałam. Więc wybaczcie mi proszę ( szczególnie Mamo Leosia!), ale o cukinii następnym razem będzie!

Dziś jednak coś innego. Zainspirowana olejkami spożywczymi stosowanymi w masażu (między innymi niemowląt), postanowiłam co miesiąc nabywać nowy olej i wykorzystywać go nie tylko podczas masażyków, ale również w kuchennych kombinacjach.

Przedstawiam zatem olej arachidowy, czyli olej z orzeszków ziemnych tłoczony na zimno, nierafinowany. Zacznijmy od zapachu, który uwielbiam: jest dość intensywny i aromatyczny, i jakże smakowity. Posmarowany WegeBobo chodził i wąchał swoje rączki cały wieczór. Posiada właściwości kosmetyczne: świetnie nawilża i zmiękcza skórę oraz redukuje tą łuszczącą się.
Jeżeli chodzi o właściwości odżywcze to zawiera witaminę A i E oraz nienasycone kwasy tłuszczowe, a także magnez, potas i kwas foliowy. Nierafinowany nadaje się do sałatek, a także jako dodatek do deserów, naleśników lub na przykład ryżu z owocami. Rafinowany ma bardzo wysoką temperaturę spalania, dlatego świetnie nadaje się do smażenia. Ja kupiłam nierafinowany (tylko takim można masować) w Tesco (ok. 17 zł za 250 ml; owszem, cena nie powala, ale nie używamy go litrami):






Używając tego oleju przygotowałam pastę tahini, która jest bazą do wielu potraw.
Łyżka tahini.
10 pełnych łyżek sezamu prażymy na patelni aż się zarumienią. Czekamy, aż ostygną, a następnie mielimy w młynku. Przekładamy do miski i mieszamy z 2 łyżkami oliwy z oliwek oraz kilkoma łyżkami oleju arachidowego. Zamiast mielenia w młynku można sezam i oleje wrzucić do blendera i zmiksować na jednolitą masę. Banalnie prosto mamy tahini.

A z tahini robimy hummus.
Ciecierzycę przygotowuję tak jak do pasztetu z ciecierzycy. Przeczytaj tu: Pasztet z ciecierzycy. Ugotowaną na miękko 1 szklankę  ciecierzycy  wrzucam do wysokiego pojemnika, dodaję kilka łyżek oliwy z oliwek, 1/4 szklanki wody z gotowania ciecierzycy, kilka łyżek soku z cytryny, 2-3 łyżki tahini, 3 ząbki czosnku, sól, pieprz, łyżeczkę papryki czerwonej słodkiej. To wszystko dokładnie miksuję blenderem. Sprawdzamy smak, jak coś nie pasuje, to doprawiamy wedle uznania. Gdy wydaje nam się za suchy, dodajemy oliwy. Można go przechowywać kilka dni w lodówce, ale można też część zamrozić (wtedy po rozmrożeniu również dolewamy oliwy).


Hummus można jeść z chlebem. Dodając więcej oliwy i wody otrzymamy dip.  Można wykonać przeróżne wariacje i kombinacje z hummusem. Do części hummusu dodałam łyżkę pesto ze słoika i wyszedł całkiem ciekawy smak. Ciekawych inspiracji szukajcie tu: Ehummus.
WegeBobowa kolacja- kanapeczki z hummusem z pesto i awokad na wierzchu.  Nie pytajcie ile takich zjadł!

PS. Ciecierzycę można kupić w puszce (w supermarketach!). Nie trzeba wtedy moczyć ani gotować! 

PS2. Do oleju jeszcze wrócimy... .